poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Project X

No dobra. Dziś będzie coś niecoś o społecznym zjawisku zwanym Project X.
Dlaczego ? Powodów jest kilka:
1.Najważniejszy- we Wrocławiu będzie impreza Project X Alibi " spektakularny projekt inspirowany imprezą ukazaną w filmie Warner Bros. - Project X ! ". I ogółem wyszło na to że biorę w niej udział :P. Trzeba było się więc poświęcić i znaleźć informacje w końcu.
2.Wszyscy ostatnio o tym mówią. Wszędzie powstają eventy Project X. Człowiek zgłupiał bo co to kuźwa za nowa moda.
3. Pewnego dnia telefon "Ej stary właśnie obejrzałem Project X! MUSISZ GO KONIECZNIE ZOBACZYĆ."

Po pierwsze dowiedziałem się co to w ogóle jest Project X. Dla tych którzy podobnie jak ja żyli do dnia dzisiejszego w błogiej nieświadomości. To jest film :P. Obejrzałem go dziś koło 9.
No i tego...
Zaczynam się obawiać o klub Alibi.
Ciekawi mnie w ogóle gdzie oni upchną basen, dmuchańca, mercedesa, minivana, 2 DJ i w ogóle... DUŻO innych rzeczy. Ludzi już pomijam.
Organizatorzy całego eventu zapewniają że będzie spoko, że raczej nie dojdzie do zamieszek xd. Ale oni chyba nie wierzą w potęgę tłumu. A nasza policja to nie jest L.A.P.D lub inny N.Y.P.D. To tylko Wrocław. Tu jak się ściągnie Antyterrorystów to się zdąży impreza skończyć :D.

Ale ogółem, moje wrażenia z filmu.
No cóż. Każdy zapewne oglądał American Pie. To są właśnie te klimaty. Tylko że przemnożone przez kilka tysięcy uczestników masowej imprezy. Ogółem rozumiem sukces tego filmu i ilość imprez które próbują go naśladować. Bo kto nie chciałby wziąć udziału w czymś takim. Bez kontroli, bez ograniczeń, bez zahamowań.
Ja też się zdecydowałem głównie przez wzgląd na te czynniki, bo domyślałem się o co chodzi przed obejrzeniem filmu. Ciekawi mnie strasznie jak to wyjdzie. Nie wiem jak to przebiegało w innych miastach (no, poza bodajże Olsztynem, tak :P). Zajrzałem na yt. W klubach raczej spokojnie. Na relacjach, tych oficjalnych przynajmniej jakoś to wyglądało. Czyżby ludzie jednak umieli się zachować ? Czy to po prostu świadomość że jednak to klub a nie domówka, że tutaj jest organizacja ? Ja tak przynajmniej zakładam.
Myślę że impreza w Alibi będzie po prostu dużą, masową imprezą. W klimatach z filmu- jednak z granicami.
Ale pewnie nie takimi które popsują ludziom zabawę :P
A i z tego co pamiętam- panie w bikini wchodzą za free :P
Do zo w Alibi ;)
Hej.

niedziela, 26 sierpnia 2012

Utwory które wpływają na życie- Iris.





Iris- w mitologii greckiej bogini i uosobienie tęczy, posłanka bogów.
Według wierzeń starożytnych Greków pełniła funkcję posłanki bogów olimpijskich, bowiem potrafiła rozpinać łuk siedmiobarwny (tęczę), który łączył Niebo z Ziemią.

Iris. Tęcza. Ciekawi mnie czy Goo Goo Dolls nazwali swój utwór specjalnie ? Czy pełni on funkcję łączenia Nieba z Ziemią ? Czy naprawdę jest tęczą ? Według mnie tak. Ale oceńcie sami.
Dla tych którzy nie słyszeli lub chcą sobie przypomnieć, proszę, link do teledysku :


Ten wstęp. Taki delikatny, lekki. Nastraja człowieka. Przygotowuje na nostalgię. Ale czy ten utwór może kojarzyć się tylko z nostalgią ?

And I’d give up forever to touch you 
’cause I know that you feel me somehow 
You’re the closest to heaven that I’ll ever be 
And I don’t want to go home right now 

Tęsknota. Ogrom tęsknoty. Utwór został wykorzystany w filmie „City of Angels” , Ci którzy go widzieli z pewnością złapią kontekst. Jednak poza samą tęsknotą jest tutaj coś jeszcze. Ogromna niemoc, podszyta strachem przed utratą kogoś bliskiego. Świadomością iż tak musi być.

And all I can taste is this moment 
And all I can breathe is your life 
’cause sooner or later it’s over 
I just don’t want to miss you tonight 

Tęsknota, niemoc. I rozpacz. Kiedyś to wszystko się skończy, każdy to wie. Ale niech nie kończy się już, teraz. Niech trwa jeszcze przez chwilę. Przez jeszcze jeden Twój oddech którym ja sam mogę oddychać. Ile razy nie chcieliśmy niczego innego poza tym oddechem, poza tą chwilą z najbliższą nam osobą ?
Cała pierwsza zwrotka to wspomnienia. Wspomnienia w których zawarliśmy wszystkie dobre chwile, każdy szczęśliwy moment. Od błysku w oku Tej osoby po jej urwany oddech który stanowił dla nas jedyne źródło powietrza.  Od słuchania tego utworu i myślenia ciągle o tej jednej osobie po taniec. Taniec z jedną słuchawką w Jej uchu, drugą w twoim, taniec w środku nocy, na przystanku w środku miasta. Po chwile w których naprawdę nie liczyło się nic innego.  Nic poza tą chwilą, tą osobą, tym refrenem.

And I don’t want the world to see me 
’cause I don’t think that they’d understand 
When everything’s made to be broken 
I just want you to know who I am

Ileż z tego jest prawdą? Ile razy czuliśmy że tu nie pasujemy, że świat jest nam obcy. I chcieliśmy tylko jednego- by Ta osoba wiedziała kim jesteśmy naprawdę. Taka prosta rzecz- prawda. Jednak to pociąga za sobą ujawnienie siebie, pokazanie swoich słabości, swoich wad. Próbę, niepewność, strach. Strach przed tym czy kiedy osoba której oddaliśmy serce dowie się o tym kim jesteśmy tak naprawdę to będzie dalej chciała istnieć w naszym życiu. Zaśpiewaj to kiedyś tej osobie. To jedno zdanie. Rozkoszuj się chwilą kiedy ta osoba zrobi dokładnie to samo.

And you can’t fight the tears that ain’t coming 
Or the moment of truth in your lies 
When everything feels like the movies 

Boli, prawda ? Koniec zawsze jest bolesny. Na koniec człowiek zaczyna się zastanawiać ile z tego wszystkiego było prawdziwe. Ile z chwil które dla mnie były cudowne były cudowne również dla Tej osoby. „Odpowiedzią jest wszystko i nic”. Nawet jeżeli zapytamy, nawet jeżeli uzyskamy odpowiedź to i tak nie uwierzymy. Niezależnie od odpowiedzi. Wyda nam się niemożliwa, przesadzona. Wyda nam się kłamstwem. 

W całym tym utworze jest jedno zdanie które zawsze będzie mnie podnosiło na duchu. Zawsze.

Yeah you bleed just to know you’re alive

Krwawisz tylko po to by wiedzieć że żyjesz. Krwawisz bo krew to życie. Krwawisz bo taka jest kolej rzeczy, człowiek musi czasem cierpieć. Musi przeżyć te chwile. Tylko po to by kiedyś znów móc komuś spojrzeć głęboko w oczy. I just want you to know who I am. To jest odwieczny cykl. Nie bójmy się go. 
Kiedyś znajdziemy osobę z którą wejdziemy w ten cykl już po raz ostatni. Która opatrzy wszystkie nasze rany, mimo iż czasem powstaną nowe. Która będzie stała przed nami i czerpała z naszego oddechu. Bo to o czym ludzie zapominają to fakt że uczucia zawsze działają w obie strony. Że obie strony mają uczucia którymi się kierują. Nie zapominamy więc o tym.

Zgadzacie się ze mną ? 
A może też nie ?
Piszcie w komentarzach :)
Hej.











Utwory które wpływają na życie- Hurricane.

Moja przygoda z Thirty Seconds to Mars rozpoczęła się wieki temu. Czyli w zeszłym roku. I właściwie nie pamiętam od czego to się zaczęło- czy podsłuchałem mej siostrze kolejny zespół, czy ktoś mi go polecił, czy to pod wpływem tamtych dni ? Cholera wie. I wiem co powie ale jej nie słuchajcie- ona zawsze mnie oskarża że wszystko jej kradnę. Tak czy inaczej Mars zagościł w mej głowie na stałe, jak mi się wydaje.
Z całą pewnością mogę stwierdzić iż ten utwór nie jest jedynym który trafi na mego bloga. Jednak mimo wszystko jest chyba najważniejszy. Od niego rozpoczęła się cała rewolucja która zmieniła moje spojrzenie na świat. Ach, te drobiazgi, zbiegi okoliczności, przypadki. Okej. Lećmy więc z Hurricane. I obojętne czy Twoim oczom ten obraz jest dobrze znany czy też nie- polecam powiększyć na cały ekran, obejrzeć, wysłuchać. Wczuć się. I pamiętajcie. This is not reality.



No matter how many times that you told me you wanted to leave
No matter how many breaths that you took, you still couldn't breathe
No matter how many nights that you lie wide awake to the sound of the poison rain
Where did you go? Where did you go? Where did you go?


Ile razy tak było ? Ile panicznych ucieczek planowaliśmy w swoim życiu ? Ile razy nie mogliśmy spać, dusząc się powietrzem które wpływało do naszych płuc. Powietrzem tego życia. Zawsze powtarzający się scenariusz. Dni naprawdę potrafią być koszmarem, sennym pyłem którego nikt nie strzepnął z naszych oczu. Człowiek błądzi wśród ludzi niczym w amoku. Niezdarny, nieporadny, śniący na jawie. W niemej stagnacji której nic nie jest w stanie przerwać przez cały dzień. A potem przychodzi noc...


As days go by, the night's on fire

Noc pełna ognia. Pożaru nas samych, naszych marzeń, naszych pragnień. Naszych dusz. Ogień pochłania każdą drobinę istnienia, wypala nas od środka. Czy człowiek sam może temu jakkolwiek zaradzić ? 
Oczywiście że może. Jednak wszystko, absolutnie wszystko ma swoją cenę.

Tell me would you kill to save for a life?
Tell me would you kill to prove you're right?
Crash, crash, burn, let it all burn
This hurricane's chasing us all under ground


Wywoływaliście kiedyś w życiu innej osoby ten stan ? Wzniecaliście pożogę na którą spuszczaliście potem huragan ? 
Podobno ten utwór bardzo do mnie pasuje. Tell me would you kill to prove you're right? Czy wiecie co dzieje się z człowiekiem który przeżyje taką pożogę ? Gdzie gubią się jego uczucia ? 
Mściwa satysfakcja. Miałem rację. Kiedy człowiek dochodzi do tego momentu, czy jest dla niego jakaś ucieczka ? Czy kiedy jest w stanie udowodnić za wszelką cenę swoją rację, czy można mówić o nim jak o człowieku ? Gdzie się podziała jego dusza ?

No matter how many deaths that I die, I will never forget
No matter how many lifes that I live, I will never regret
There is a fire inside of this heart and a riot about to explode into flames


Chrzest ognia. Chrzest wiatru. Chrzest nowej osoby która rodzi się na pogorzelisku. I naprawdę nie ważne ile razy umrzesz. Nie ważne ile razy narodzisz się na nowo. Jeżeli narodzisz się za pierwszym razem to będziesz się odradzać już zawsze. Nie zatrzymasz się. I nigdy nie zapomnisz żadnej ze swoich śmierci.
Bo ogień który kiedyś cię spalił teraz wypełnia twą duszę, wznieca pożar rewolucji. Wie co należy strawić a co ma dalej istnieć. Mimo to, ogień który ma za zadanie ugasić żar miłości musi być naprawdę wielki i kontrolowany przez huragan. Nie da się z czegoś takiego wyjść niepoparzonym. 
Where is your God? Where is your God? Where is your God?
Zamiast tego ostatniego czasem człowiek chce krzyknąć z całej siły Where is my God?!
Gdzie jesteś do cholery kiedy Cię potrzebuję. Gdzie się podziewasz gdy ja muszę walczyć z ogniem który sam dałeś ludziom? Który jest w stanie zapłonąć na pustyni, na piasku i stopić go niczym wielki piec. Dlaczego jego gaszeniem muszę zająć się sam ? 
Albo odpowiesz sobie na to pytanie albo będzie gnębić cię do końca życia. To jest jedno z tych pytań które wskazują drogę, jedno z tych wydarzeń w którym człowiek podejmuję decyzję. Decyzję która albo całkowicie zmieni jego nastawienie do świata albo umocni dotychczasowe tak iż nikt już nie będzie w stanie nim zachwiać. Najgorsze co można zrobić samemu sobie to nie odpowiadać na to pytanie.

Do you really want?
Do you really want me?
Do you really want me dead?
Or alive to torture for my sins?( Or alive to live the lie?)


No właśnie. Chcesz ? Czekasz na odpowiedź, choć znasz ją doskonale. Skąd ? Właśnie z ciszy. Uzmysławiasz sobie iż to Twoja własna dusza pyta się Ciebie samego czy naprawdę tego chcesz? Kolejnej śmierci, kolejnych kłamstw, kolejnych tortur. Które tak naprawdę zadajesz sobie sam. 

The promises we made were not enough
(Never play the game again)
The prayers that we have prayed were like a drug
(Never gonna hit the fear)
The secrets that we sold were never known
(Never sing a song again)
The love we had, the love we had, we had to let it go.
(Never giving in again, Never giving in again)


Nigdy więcej. To obiecuje sobie człowiek na początku.
Nigdy więcej obietnic, nigdy więcej słów które ostatecznie prowadzą tylko do kłamstwa. Nigdy więcej tej melodii która i tak wryła nam się głęboko w umysł. Nigdy więcej. 
Tak jest na początku. Później, za każdym następnym razem człowiek zdaje sobie sprawę iż nie warto rzucać  tych słów. Nie warto bowiem są to słowa rzucone na wiatr, słowa których i tak sami nie będziemy się trzymać. Bo człowiek potrzebuje tego ognia, potrzebuje tego uczucia. Nic na to nie poradzimy. Wierzący mogą obwiniać Boga, niewierzący- zrzucajcie żale na mózg i hormony. Bo skoro jeszcze jakieś żale macie to oznacza iż nie przeżyliście tego. Nie przeżyliście Huraganu. A ci którzy przeżyli- pamiętajcie iż zbyt łatwo można samemu przerodzić się w Huragan. Tell me would you kill to prove you're right?
Hej.

środa, 15 sierpnia 2012

Utwory które wpływają na życie- Ale jak to ?


Ale jak to?


Przed właściwą publikacją myślę iż warto dodać jakieś słowo wstępu, dlaczego tak a nie inaczej.
Są ludzie na których muzyka wpływa dużo bardziej niż na innych. Ja do tego grona należę, jestem osobom podatną na przekaz zawarty w utworach. Oczywiście według własnej interpretacji. Stąd też pomysł takiego cyklu o szczególnych utworach. Szczególnych dla mnie, które potrafiły i potrafią dalej przekalibrować mój punkt widzenia. Po czym ja poznaje te utwory ? Skąd wiem że to właśnie ten a nie inny utwór ?
Sprawa jest bardzo prosta. To są utwory które jestem w stanie słuchać bardzo, bardzo długo. Jesteście w stanie wytrzymać słuchając w kółko jednego utworu przez tydzień ? Tak od momentu w którym wstajecie do momentu aż ten utwór utuli was do snu ?
Jeżeli tak to jesteśmy w domu. Dla tych którzy uznają to za coś chorego- nie obiecywałem normalności J. Utwory które będę wrzucać zawsze wiążą się z jakimś wydarzeniem. Jest ich parę, a jeżeli tendencja się utrzyma to dojdą do tego jeszcze inne. Choć nie wiem jak to będzie bo odkąd jestem we Wrocławiu to zauważyłem spadek odsłuchu muzyki z mojej strony. Bardzo drastyczny spadek. W moim „malutkim” pokoju panuje cisza. Ale myślę że to kwestia czasu.
Zapraszam tedy na spotkanie z pierwszym utworem którym to będzie…

niedziela, 12 sierpnia 2012

Requiem for a Dream



Wiele razy słyszałem utwór tytułowy z tego filmu. Jednak do tej pory kojarzyłem go z Władcą Pierścieni.  Teraz, kiedy obejrzałem w końcu ten właściwy film to utwór do końca życia będzie wywoływać we mnie bardzo, bardzo konkretne emocje. Z resztą, pewnie pokuszę się również o coś więcej na jego temat. Ale jak doszło do tego iż dopiero teraz obejrzałem Requiem ?


Jakimś cudem wcześniej ten film mnie omijał. Przez lata starannie się ukrywał. Odkąd pojawił się facebook to jego nazwa przelatywała gdzieś od czasu do czasu. Ale był to raczej konspiracyjny szept na który nie zwracałem uwagi. Już wiem dlaczego.
Wszystko na tym świecie ma swoje miejsce i swój czas. Na ten film przyszedł czas w idealnie określonym momencie. Późne sobotnie popołudnie. Świeżo wysuszona po deszczu głowa, podgrzane jedzenie w zupełnie pustym mieszkaniu. Dojmująca cisza, jak gdyby świadome odłączenie się realnego świata, jak gdyby sam świat tworzył odpowiedni klimat pod film. Syty posiłek, delikatnie ogarniające uczucie senności. I poszło.
Pierwsze dwadzieścia minut to nie był łatwy czas. Walka z sennością, brak zrozumienia, kontekstu. Jarred z kukuryku na głowie, kurcze, takim samym jak moje kiedy przez dłuższy czas nie obcinam włosów. I ta senność przybliżała mnie do tamtego świata. Powoli wprowadzała w stan zawieszenia, haju ? Od minuty czterdziestej byłem tam, całkowicie dałem się wciągnąć. Trochę niczym matka Harrego.
Dobrze że lodówka stoi spokojnie za drzwiami.
Ten świat, taki obcy a równocześnie taki codzienny. Prawdziwy. Ta prawdziwość emanowała z całego wypaczonego obrazu jaki udało się uzyskać. Hiperbolicznie, nadnaturalnie. Do tego stopnia iż człowiek jest w stanie uwierzyć że to się wydarzyło naprawdę. Bo przecież nie raz słyszało się o podobnych historiach, podobnych problemach. Któż z nas nie ma znajomych którzy opowiadają o tym co wyrabia ich sąsiad, kumpel, znajomy. To wszystko tam jest, zaraz pod poziomem marginesu. Jeżeli tylko ktoś chce to może to zobaczyć.
Chyba w tym tkwi największy atut filmu. Ukazuje ten świat na który my tak naprawdę nie chcemy patrzeć na co dzień, który dla zwykłych ludzi jest marginesem a zwykli ludzie nie spoglądają poniżej swojego poziomu. By ukazać ten świat trzeba zatrudnić piekielnie dobrych aktorów którzy sami nie są grzeczni i zupełnie normalni. Którzy czasem balansowali na granicy światów. Którzy wiedzą jak to wygląda i potrafią to pokazać.
Film ma być przestrogą. I jest nią, jeszcze jak. Z jednej strony wprawił w stan pewnego odrętwienia lecz z drugiej dociągnął hamulec który mógł się gdzieś po drodze obluzować. Przypomniał jaki jest świat. W dokładnie tym momencie w którym trzeba było to zrobić. Niektóre wydarzenia muszą następować po sobie byśmy je w pełni docenili.

Jeżeli jeszcze ktoś nie widział tego filmu i zastanawia się czy go obejrzeć. Wstrzymaj się. Poczekaj do momentu w którym coś się posypie, w którym plany zaczną się kruszyć. Wtedy warto obejrzeć ten film. Ku przestrodze by nie iść na łatwiznę.