niedziela, 12 sierpnia 2012

Requiem for a Dream



Wiele razy słyszałem utwór tytułowy z tego filmu. Jednak do tej pory kojarzyłem go z Władcą Pierścieni.  Teraz, kiedy obejrzałem w końcu ten właściwy film to utwór do końca życia będzie wywoływać we mnie bardzo, bardzo konkretne emocje. Z resztą, pewnie pokuszę się również o coś więcej na jego temat. Ale jak doszło do tego iż dopiero teraz obejrzałem Requiem ?


Jakimś cudem wcześniej ten film mnie omijał. Przez lata starannie się ukrywał. Odkąd pojawił się facebook to jego nazwa przelatywała gdzieś od czasu do czasu. Ale był to raczej konspiracyjny szept na który nie zwracałem uwagi. Już wiem dlaczego.
Wszystko na tym świecie ma swoje miejsce i swój czas. Na ten film przyszedł czas w idealnie określonym momencie. Późne sobotnie popołudnie. Świeżo wysuszona po deszczu głowa, podgrzane jedzenie w zupełnie pustym mieszkaniu. Dojmująca cisza, jak gdyby świadome odłączenie się realnego świata, jak gdyby sam świat tworzył odpowiedni klimat pod film. Syty posiłek, delikatnie ogarniające uczucie senności. I poszło.
Pierwsze dwadzieścia minut to nie był łatwy czas. Walka z sennością, brak zrozumienia, kontekstu. Jarred z kukuryku na głowie, kurcze, takim samym jak moje kiedy przez dłuższy czas nie obcinam włosów. I ta senność przybliżała mnie do tamtego świata. Powoli wprowadzała w stan zawieszenia, haju ? Od minuty czterdziestej byłem tam, całkowicie dałem się wciągnąć. Trochę niczym matka Harrego.
Dobrze że lodówka stoi spokojnie za drzwiami.
Ten świat, taki obcy a równocześnie taki codzienny. Prawdziwy. Ta prawdziwość emanowała z całego wypaczonego obrazu jaki udało się uzyskać. Hiperbolicznie, nadnaturalnie. Do tego stopnia iż człowiek jest w stanie uwierzyć że to się wydarzyło naprawdę. Bo przecież nie raz słyszało się o podobnych historiach, podobnych problemach. Któż z nas nie ma znajomych którzy opowiadają o tym co wyrabia ich sąsiad, kumpel, znajomy. To wszystko tam jest, zaraz pod poziomem marginesu. Jeżeli tylko ktoś chce to może to zobaczyć.
Chyba w tym tkwi największy atut filmu. Ukazuje ten świat na który my tak naprawdę nie chcemy patrzeć na co dzień, który dla zwykłych ludzi jest marginesem a zwykli ludzie nie spoglądają poniżej swojego poziomu. By ukazać ten świat trzeba zatrudnić piekielnie dobrych aktorów którzy sami nie są grzeczni i zupełnie normalni. Którzy czasem balansowali na granicy światów. Którzy wiedzą jak to wygląda i potrafią to pokazać.
Film ma być przestrogą. I jest nią, jeszcze jak. Z jednej strony wprawił w stan pewnego odrętwienia lecz z drugiej dociągnął hamulec który mógł się gdzieś po drodze obluzować. Przypomniał jaki jest świat. W dokładnie tym momencie w którym trzeba było to zrobić. Niektóre wydarzenia muszą następować po sobie byśmy je w pełni docenili.

Jeżeli jeszcze ktoś nie widział tego filmu i zastanawia się czy go obejrzeć. Wstrzymaj się. Poczekaj do momentu w którym coś się posypie, w którym plany zaczną się kruszyć. Wtedy warto obejrzeć ten film. Ku przestrodze by nie iść na łatwiznę. 

3 komentarze:

  1. Omijałam Requiem szerokim łukiem. Wymówką, ze za długi. Nie jest długi. Jest straszny. O tym wiem i dlatego sie wstrzymuję.
    Ale już niedługo obejrzę. Może zaraz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeżeli jeszcze nie zaczęłaś (już nie kończysz) to wstrzymaj się.
    Poczekaj. Skoro się wahasz to znaczy iż możesz jeszcze zaczekać. Może być gorzej. Możesz stać nad przepaścią jeszcze większą. I wtedy go zobacz. W ramach przestrogi.
    Czy ja straszę ?
    Oj tam oj tam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie. Obejrzę go w ciągu najbliższych dwóch tygodni.
    Może być gorzej, a wcale nie musi.Skąd mam wiedzieć, gdzie leży granica zła? Moze już ja przekroczyłam, całkiem nieświadomie? Wiele razy było mi źle i odbijam się od dna. I tak myślę że będzie przy następnym dole. A i tak obejrzę w ramach przestrogi.

    OdpowiedzUsuń